“Live Rabbit” moje pierwsze DVD koncertowe, ukaże się nakładem wydawnictwa
Mystic Production 26. listopada 2010!
na nim koncert zarejestrowany w klubie Studio w Krakowie (niemal
dokładnie w połowie trasy). Audio przygotwane w stereo i w wersji 5.1
Zagralismy wtedy wybrane piosenki z
płyt “Hat, Rabbit” i “Out” a także kilka coverów i wcześniej oficjalnie
nie wydawany (ale znany z “Bewteen Miss Scylla and a Hard Place”) utwór
“Shoes”!
+ Koncertowi towarzyszy krótki
dokument z trasy Trójka Tour “3 For the Road” nakręcony przez Kasię
Pałetko i Maćka Szupicę (z pewną pomoca kamerek mojej i Czesia) – w
którym staraliśmy sie przybliżyć nasze wzloty i updaki podczas tej
wspaniałej podróży. Jeśli kiedyś zastanawialiście się jak brzmi “Creep”
Radiohead po zamianie wszystkich “r” na “d” to jest film dla was.
+
Piosenka “Devil’s Headlights” (nagrana niegdyś na “Hat Rabbit”) – dotąd
dostępna tylko jako mp3 – z pokazem kilkudziesięciu zdjęć z trasy.
+ Teledysk “Niejasności”.
24.
listopada w warszawskij Kinotece (PKiN) odbdzie się specjalny pokaz
koncertu i dokumentu. Zaczynamy o 20:00. Bilety w cenie 29 zł 25zł będzie
można rezerwować bezpośrednio w Kinotece – nie wiem niestety czy już są
dostępne, ale kiedy tylko się dowiem, dam znać!
Zapraszam Was
wszystkich serdecznie, jeśli nie na pokaz, to do obejrzenia tego
koncertu. Pozwolę sobie przypomnieć o wydawnictwie jeszcze przed
premierą – za tydzień powinnam mieć dla was koncertowy “trailer” i
uchylić rąbka tajemnicy: jak to wszystko wyglądało!
A teraz pozwólcie mi na małą dygresję, bo teraz, kiedy już niemal opadł kurz po wszelkich pracach koordynatorskich, montażach, walkach z czcionkami i polami wyboru w menu oraz innymi zaskakującymi problemami – wzięło mnie na wspomnienia. Jesli chcecie przejść do sedna sprawy, zjedźcie niżej, aż zobaczycie piekną, wielką okładkę DVD – pod nią wszystkie informacje!
Dokładnie rok temu, w ten wieczór, szykowalismy się do koncertu w Radomiu. Był to drugi dzień naszej wspólnej trasy: Dick4Dick, Gaba Kulka, Czesław Śpiewa. Kupiłam już w kiosku pierwsze kartki pocztowe, oraz, jeśli dobrze pamiętam, szabklon naklejek z dinozaurami (long story…). Poprzedniego dnia zagraliśmy w Warszawie, wszyscy jeszcze nieco zdystansowani, trochę nieśmiali, jeszcze nie wszyscy we wspólnym autokarze, nie do końca pewni co przyniesie kolejne 20 dni w drodze….
będą” Kielce (z przełomową kielecką imprezą na którą wszyscy weszli już
tańcząc. No, oprócz mnie. Mnie, głośno piszczącą, wniósł do klubu Bunio.
no tak.) I tak to się wszystko zaczęło.
Wierzcie lub nie, za każdym
razem kiedy w grupie przyjaciół przez ten rok wspominam “TRASĘ”, brzmię
jak stara babcia, jakby nic tak wspaniałego (druzgocąco wspaniałego)
miało mi się już nie przydarzyć. Może to nie prawda, ale oddaje dobrze
wrażenie jakie na nas wszystkich zrobił ten czas.
Łatwo powiedzieć:
oj tam, oj tam, rock and roll. Ale prawda jest taka, że nie chodzi o
balowanie, nie chodzi o same koncerty i dziwne poczucie
kolonijno/wakacyjnego oderwania jakie daje wspólna podróż. Tam była,
prosze się nie śmiać, magia. Z dnia na dzień uważniej słuchaliśmy
wzajemnie swoich występów, składy zaczynały się mieszać, powstawały nowe
muzyczne pomysły, obserwowalismy zupełnie różną wewnętrzną dynamikę
zespołów, znajdywaliśmy nowe przyjaźnie i radzilismy sobie z
zamiecionymi pod dywan napięciami w przyjaźniach starych. Było
śmiesznie, strasznie, cudownie, bardzo boleśnie. żaden koncert nie był
taki sam, ale we wszystkich była żywa energia: BYCIE TU I TERAZ. Jesli
tam byliście, czuliście to. Były ‘pop sessions’ wspólnego muzykowania i
inne wariacje. Były sale małe, duże, maleńkie, i sale z ciągnikiem w
miejscu stołu mikserskiego. Skończyło się dla mnie przedwczesnie –
chorobą gardła i odwołanymi trzema ostatnimi występami (Czesio i Bunio,
też chorzy, nadal dzielnie grali i śpiewali). Z trasy wracałam,
mentalnie, chyba jeszcze miesiąc. 🙂
(napis wisiał pół roku. zawsze aktualny.)
Na
co te sentymentalne wstępy? Częściowo: ot tak. Częściowo może po to, by
podzielic się tym, jak bardzo cieszę się, że rok po trasie wydajemy to
DVD. To pierwszy od długiego czasu “mój własny” projekt (my own, my
precious….) i starałam się dopilnować by był tak dobry jak tylko czas i
energia pozwoliły – przygotowali go doskonali ludzie, spędzili nad nim
masę czasu, nanosili ‘ente’ poprawki (bo ja strasznie, strasznie zawsze
marudzę ;)) – udało się!
Gaba